na potrzeby sumienia
nie byłem cichym ani spokojnym człowiekiem
chłopcem też już nie jestem
warsztat opiera się na domu
z którego wyniosłem zapach matczynych dłoni
były też noce z niedokończoną wieczerzą
nie byłem cichym ani spokojnym człowiekiem
chłopcem też już nie jestem
warsztat opiera się na domu
z którego wyniosłem zapach matczynych dłoni
były też noce z niedokończoną wieczerzą
często wspominam bieszczadzką przyrodę
ciszę otaczającą widok z podwórka
krowy sarny jeże które wydeptały ścieżkę do lasu
zbierałem wtedy pierwsze grzyby
we włosach sterczały liście drzew
o świcie robiło się obchody z psem
czasami lepiej otworzyć oczy na świat
przeczekać pierwszy zachód słońca
móc tworzyć wiersze o zapomnieniu
tkliwym językiem okazać bezmiar uczuć
niech Bóg nie zapomina o moim istnieniu
okaże cierpliwość gdy przyjdzie pora zbiorów
wciąż jestem człowiekiem
chociaż wiary ubywa z każdym ruchem pióra
ciszę otaczającą widok z podwórka
krowy sarny jeże które wydeptały ścieżkę do lasu
zbierałem wtedy pierwsze grzyby
we włosach sterczały liście drzew
o świcie robiło się obchody z psem
czasami lepiej otworzyć oczy na świat
przeczekać pierwszy zachód słońca
móc tworzyć wiersze o zapomnieniu
tkliwym językiem okazać bezmiar uczuć
niech Bóg nie zapomina o moim istnieniu
okaże cierpliwość gdy przyjdzie pora zbiorów
wciąż jestem człowiekiem
chociaż wiary ubywa z każdym ruchem pióra
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz