niedziela, 17 lipca 2011

Zawodnik

staruszek mógł grać teraz w szachy
koledzy zazdrościliby kolejnej wygranej
z czasem znalazłby się na liście bohaterów
no wiesz autografy kobiety i te sprawy

staruszek mógł walczyć teraz z rakiem
dopóki cukier się nie rozpuści i przyjdzie jesień
wiele może się jeszcze zdarzyć

na górze wytapia się słońce
Bóg kreuje staruszka
ten nie ma wyboru
oddaje partie bez walki - szach mat

poniedziałek, 11 lipca 2011

Wskazana nieobecnosc

powiedz i co z tego ze mnie przy tobie nie ma
to i tak musiało się skończyć - teraz tam albo tutaj
ty mówisz ze to miłość zbawienie
ja wstrzymuje się od głosu pisze wiersze

to jest nasza odmiana
prosty cel i różnica w słowach
wciąż pędzimy w te same miejsca
a przecież na wszystko musi przyjść kolej
wino seks zabawa
śmierć po porannym przebudzeniu

pamiętasz
ostatniego dnia lata padał deszcz
nie wiem czy to był jakiś znak
ale teraz kiedy spadam tak w dół
mam ochotę
trzymać się kurczowo twoich dłoni

środa, 11 maja 2011

Żonie

zatem pewnie to przeznaczenie
i będziemy żyć jak w bajce
do śmierci będziemy umierać życiem
życiem żyć do śmierci na najwyższych obrotach

stworzyłem cię słowem na pochmurnym niebie
ścinałem włosy licząc zdrowe cebulki
na gałęziach wiatr tuli liście
drzewa połykają mgłę mokną w deszczu
leczą schorowaną korę

uwierz szczęście trzyma się w otwartych dłoniach
ściska jak żyły w pośpiechu mówiąc kocham
twoje linie papilarne prowadzą mnie do domu
zbudowanego na czterolistnej koniczynie

wczoraj nie byłem tym kim jestem
dojrzałem
powietrze osadzam na zaparowanych szybach
rysuję nieskończoność o zapachu róż

odnalazłem cię w promykach słońca
płynących po górskiej rzece
schowałem pod powieką kształty ciała
dlatego oddychaj kochanie - oddychaj głębiej
chce czuć jak kwitnie w nas miłość

to nieprawda że wszystko jest piękne
wszystko to ty

Ostateczność zawsze boli

I.

pierwszy raz całowałem trzy minuty
później było pięć
dojrzałość zwiększa pojemność płuc
księżyc siedział cicho na gałęziach drzew
zrywał liście pytając kocha nie kocha

II.

zima przyszła niespodziewanie szybko
dziewczyna od pocałunków wyjechała w podróż
zabrała świerszcza symbol miłości
mówiła że teraz będzie mu dobrze
tam dokąd się wybiera zwierzęta mówią ludzkim głosem
kot udając że śpi przywiązywał się coraz bardziej

III.

ostatniej nocy siedzieliśmy na tym samym łóżku
skóra wilgotniała tracąc zapach róż
wtedy zrozumiałem że ludzie z czasem przestają rozmawiać
słyszą podwójnie
udawałem chłopca który potrzebuje matki
księżyc krępował się moją obecnością

IV.

zapomnienie jest naprawdę trudne
znowu budzę się i pamiętam coraz więcej
kot nie sypia już na parapecie
leży zakopany w ogródku
na szczęście i ja niedługo odchodzę
napiszę jeszcze wiersz może dwa

V.

taki z całkowicie przewidywalną strukturą
bo zrozumienie to podstawa
spotkajmy się o dwudziestej na pierwszym zjeździe
będziemy bawić się w szczęście
później już tylko wiosna wiosna

***

Ele mele dudki - wspomnienia pęcznieją w brzuchu
jak nienarodzone dziecko
obracają się we mnie każdej nocy

to nie moja wina że dorosłeś
brakuje inspiracji
pamiętasz jak pielęgnowałeś we mnie miłość
mówiłeś że pragnienia osadzają się na wargach
teraz jesteś ślepy
nie wiesz gdzie właściwie jest nasz dom

po tym co było wczoraj piję coraz więcej
myślę że to depresja
lekarz poradził spalić wszystkie zdjęcia
mosty schować w rękaw pod samą brodę
wiesz że chciałbym narodzić się jeszcze raz
staranniej niż poprzednio

potem nie wydarzy się już nic
żadnych mdłości skurczów powiek
jesteś nowy
czysty jak ekran który właśnie zgasł
czy tak właśnie wygląda śmierć

Stan uzależnienia - Kobiecie życia

odkąd poczułem cie na ustach
nigdzie więcej nie mogłem się zatrzymać
wycinasz mnie śladami śniegu
znacząc drogi nieprzebyte

wzrok podąża na szczyty gór
z zieloną łąką pełną kwiatów
wplatasz motyle w opuszki palców

jeszcze staniemy przy sobie
złożymy w całość połamane konary drzew
ukradniemy godziny z wypisaną datą odejścia
będziemy żyć długo i szczęśliwie
 jak w legendach które opowiadała babcia

między nami podupadają fundamenty myśli
rozpryskuje się światło
szukamy siebie w uliczkach niespełnionych marzeń
odpowiadasz ciszą formułując argumenty

gdzie byłaś kiedy siedziałem przy oknie
odchodziłem w powiewie wiatru
zasłaniałem oczy
odkładając na miejsce resztki nas

dlaczego
miałem wrażenia że tego właśnie chcesz

Po prostu bądź - Żonie

kobieta to wspaniały wynalazek
chociaż nigdy nie mam jej przy mnie

chciałbym żebyś była moją dedykacją
liściem z drzewa otulała przed snem
za oknami wilgotnieje trawa
piasek zamienia się w niewidzialne kryształy

dłonie nakreślają mnie czułością
wtedy zawsze jestem mężczyzną

wplątujesz we mnie siebie
kształtujesz jak wiersz

pamiętaj całuj powoli
chce czuć twój szept na ustach

Pożegnanie

Czas się rozstać, nie wiem na jak długo bo przecież życie bywa nieprzewidywalne... Jutro wyjeżdżam do Niemiec i mimo że tak bardzo nie chcę to nie mam wyboru. Zresztą życie rzadko kiedy je daje.Nie wiem kiedy i czy w ogóle dane mi będzie wrócić. Nie ma co rozpaczać bo przecież "tak musi być"
Dlatego po prostu mówię wszystkim tym którzy mnie odwiedzają mówię do kiedyś...

wtorek, 10 maja 2011

A ty co byś zrobił

na Twoim miejscu wsadziłbym palec w ranę
na wszystko potrzeba dowodów
a co jeśli kocham i nie wierzę - zapytał
wyślij ją w podróż dookoła świata w kosmos
po drodze mlecznej niech sypie ziarenka maku
sadzi kwiaty na żyznej glebie

na Twoim miejscu wysłałabym zaproszenia
Nasza Klasa Facebok
tam chłopców jest jak wierszy na portalach
może kolejny poeta
przedstawiłby ci swoją wizję życia

na moim miejscu ludzie kopali by sobie grób
podobno śmierć smakuje cynamonem
do powiek przykłada się płatki róż
tak by złagodzić objawy
ale to tylko symbol Kochanie

przecież wciąż powtarzasz
miłość nie wszystko przetrwa

Kochanie

wyprowadziłaś się ze mnie
z niedokończonym wierszem
kropla wody na liściu
spływa zamazując linie papilarne

za oknem domykamy czas
miękną chmury
kwiaty wbite w łąkę gubią woń

przekwitły słowa
pod światłem księżyca
układamy drogę ze źrenic

teraz nie widzę nic
prócz twych paluszków
odbitych na ramieniu

Zrobiłem to dla ciebie

mógłbym cię zagłaskać
wywalczyć na śmierć za życia

pomiędzy dłońmi zbudować gniazdo
karmić przylatujące bociany

ale teraz siedzę gdzieś w ciasnym pokoju
na niemieckich panelach liczę dni
do powrotu skończę dojrzeć
tak by móc usłyszeć jak oddychasz

Wraz z wyjazdem kończy się życie

od dzisiaj wszystko zaczynam rozumieć
przekładam z ręki do ręki
rozdrabniam słowa
mógłbym pisać o tym wiersze prozę
wysyłać do poetów na całym świecie

nasze miejsca ulatują jak kudłate muchy
grzebią nóżki na wypolerowanych schodach
na oczach dzieci mówisz że jestem nikim
wczoraj byłem wszystkim
gdy wisieliśmy razem na trzepaku
do góry nogami świat wydawał się być w zasięgu

telefon milczy
taka forma obronna
później zwalisz wszystko na sieć

poniedziałek, 9 maja 2011

Na chybotliwych nóżkach mkniemy przed siebie

wychodzę z założenia że tutaj nie ma furtek
drogowskazów miejsca
a wszystko przelewa się przez palce
rozmazuje w powietrzu

przepadliśmy drugiej wiosny
i już nie wiadomo czy to było przeznaczenie
jakaś głębia albo sens
przez twoje rezygnacje uciekają chwile
patykiem zataczam czas
nasłuchuję słońca burzy

wiem chciałabyś żebym został tutaj
za miesiąc popełnił samobójstwo
miałabyś mnie na własność
tylko na chuj były te obietnice
że jednak możemy być razem

Czas nie pozwala się pogodzić

pamiętasz jak całowaliśmy się tak długo
że nie mogliśmy zasnąć
napisałem wtedy dwa wiersze
dotknęłaś językiem puenty

teraz musisz się skupić na przetrwaniu
ludzie gdy mówią o samobójstwie nie robią nic
liczą na słowa wsparcia i żyją dalej
to najlepszy sposób

od kiedy ciebie nie ma
maj zrobił się wyjątkowo chłodny
nie wiem ile to jeszcze potrwa
więc nie pytaj
ale mam nadzieję że po wszystkim
będziesz szczęśliwa

niedziela, 8 maja 2011

Tymczasowo

umieranie mogłoby być prostsze
nie mam czasu na tak długi proces
muszę dokończyć wiersz

zakwitły nam wczoraj chryzantemy
wiem myślałaś o różach
zawsze coś przeszkadza - autobus
który dziś nie kursuje
pies sąsiadów i znowu trzeba spieprzać
dobrze wiesz że życie to ucieczka
kto kogo złapie prześcignie

tutaj bez ciebie jest tak pusto
że nieświadomie mówię sam do siebie
szukam słów tak by wcisnąć je w głąb
ale zbyt nisko mierzę

wczoraj zachwyciłem się smakiem twoich ust
przechodzę to za za każdym razem

Zieleń przykrywa powieki

trawniki obrosły w łupki słonecznika
w kieszeni pełna konewka wody
znak że przyszła wiosna
w butach przesypuje się sól z zimy
szkoda że nie cukier

popatrz jak przemija maj
dzieci rozgrzebują niedojrzały mech
jakiś chłopiec pisze poezje
połyka tabletki bo rzuciła go dziewczyna

i tylko mydlane bańki
fruną gdzieś w nieskończoność
myślisz że miłość też  nigdy się nie kończy

By to zrozumieć braknie czasu

byłem z nią umówiony
że do końca życia będziemy razem

a przecież nie chciałem wiele
"iść ciągle iść w stronę słońca"
- po pajęczych niciach
na rozgrzanym asfalcie
z kubkiem czarnej mocnej

na tej szerokości geograficznej
dłonie pachną wanilią
wciąż jesteś poza zasięgiem
zmieniam się w tu i tam
ale wiem że już nigdy nie będzie
teraz razem

To nie jest takie proste

kolejny raz spotykamy się
na źdźbłach trawy

zieleń kapie z liści
wspinam się na palcach
by podglądać młode bociany

nasze ciała wysusza majowe słońce
wiesz lubię obrywać ci skórki
choć tak bardzo boję się krwi

Z czasem zrozumiesz

nawet miłość nie przetrwa wszystkiego
to byłby absurd gdybym położył się na torach
tutaj nie jeżdżą pociągi
wyczekiwanie jest zbyt trudne
lubię iść na gotowe albo na to co szybkie
Artur mówi że tabletki są niezbędne - wierze

nawet miłość nie przetrwa wszystkiego
i już nie piszę wierszy z cyklu
"wystarczy kochać by móc być razem"
jej ojciec trzyma mnie na dystans
uważa że liczy się tylko kasa

szkoda że nie widział jak płakałem przez wyjazdem
pewnie stwierdziłby że udaje
a listy
w dzisiejszych czasach to oznaka uczuć i wrażliwości
albo braku internetu

pamiętasz siedzieliśmy na ławce
dwa lata temu było tam drzewo
mówiłem że przetrwa zimę
nie wierzyłaś

sobota, 7 maja 2011

Za zakrętem jest nasz świat

mam zbyt mało czasu by pisać długie wiersze
jeszcze nie daj Bóg przegadam życie


zaciskam dłonie usta
na czarną godzinę trzymam resztki tlenu
to nie prawda że tam nie będzie wody
i nie spotkamy się u babci na kolacji

dzieci bawią się w chowanego
mają cukrowe języki
później wszyscy policzymy zebrane kryształki
kiedyś tutaj będzie plaża
i może nauczysz mnie grać w siatkę

ale teraz za późno na tłumaczenie
jak doczekać tej chwili

misiaczku mówiła
dzisiaj ty myjesz

No to już nie wiem dlaczego

 od kiedy wymyślono samobójstwo
śmierć nie jest zaskoczeniem


połowa maja
rtęć skacze w termometrze
mam plan
przepłynę się do Boga

liście pukają w szybę
przypominają o swoim istnieniu

kiedy byłem chłopcem
nie wierzyłem w miłość
wiesz chciałbym zrozumieć
dlaczego teraz kocham tak bardzo

Siłą woli

znowu otwierasz usta
tak by zręczniej było mi oddychać
ledwo półmetek życia
dłonie chciałyby do nieba

nie wiem czy jesteś tego świadoma
w nowych wątkach wciąż jesteśmy razem

rodzisz dzieci w podrywie morskiej fali
później wygrzewamy się w kryształkach piasku
będziemy udawać że wszystko jest piękne
- bobas macha rączkami
z bliska wygląda jak pestka jabłka
przyciskam palce do ust

między skrzydłami ptaków
drzewa szukają ciepła
może i ja nabiorę dystansu
do twojej nieobecności

Piszę na wszystkich frontach

nie mogę przestać
w folderze wysłane - sto smsów
i jeszcze więcej wierszy

bo maj
miesiąc zakochanych

w odbiorczej wciąż zero
próbuję to tłumaczyć
stres szkoła brak zasięgu

serce dalej szaleje
panicznie szukam rozwiązania
alkohol jest dobry na wszystko

nie mogę spać
a wiem że to dopiero początek
czuję się jak jarzębina wystrzelona z procy
w końcu zniknę z pola widzenia

Miłość nie wszystko przetrwa

pamiętam siebie z przed dwóch lat
cwany wzrok cięty język włosy na żelu

facet który po raz pierwszy
(i ostatni) się zakochał
ta kobieta przytuliła go bardzo mocno
szeptali sobie czułe słowa
byłem tak blisko by usłyszeć
kochanie ja nigdy nie chce żyć bez CIEBIE

płakali
potem zobaczyłem zbliżającą się parę
chyba jej rodzice
powiedzieli: będziesz żyć bez niej
tylko jeszcze o tym nie wiesz

Majowe pytania

http://www.youtube.com/watch?v=BPlFi52Mpsg&feature=related

nie wiem po co mówisz o miłości
wybierasz miejsca gdzie będziemy żyć i umierać
czas stanął na rysach twarzy
nie wiem dlaczego uważasz że tak musi być
zabierasz te wszystkie zbędne przedmioty
wiersze z dedykacją złoty pierścionek

dłonie nigdy nie będą puste
pod paznokciami trzymam twoje włosy
nas już nic nie uratuje

od czasu gdy widzieliśmy się ostatni raz
śmierć osiadła na powiekach
spadły pierwsze kasztany
nie wiem po co mówisz o miłości
teraz chcę tylko spojrzeć w twoje oczy
którędykolwiek
zapaść na bezpowrotność

A jednak - cykl

Arturze

pospieszyłam się
a przecież umieranie trzeba zaplanować
koszule pomięłam odłożyłam na miejsca fotografie
kolor nie ma znaczenia
zapomnij o krawacie

petunia nie przetrwała przymrozków
wiem spodziewałeś się gorszego
miałam odejść - wszystko przygotowałeś
wąski dół kwiaty z ogródka sąsiadki
Czajkowski symbol mojej śmierci - samobójca

dalej nie wiem gdzie jestem
gałęzie uginają się od ciężaru ptaków
wczoraj naliczyłam dziesięć

jeden z nich miał niebieskie skrzydła
podrzucali go jak solenizanta
pewnie pomyślisz że zwariowałam

teraz mam przed sobą ołówek
kartkę papieru
napiszę pożegnalny list albo wiersz
co za różnica w jakiej formie nastąpi pożegnanie

piątek, 6 maja 2011

Chciałbym żeby tak było






mogliśmy to nazwać przypadkiem - zbieg okoliczności
a teraz ciągnie się w kółko w dół

na próżno rozkładamy chwile i ręce do Boga
to nasza sprawa problem przywiązanie
etap przez który trzeba przejść przebiec
przeczołgać się choćby po świetle księżyca

liczę do trzech
mylą się liczby matematyka była moją słabą stroną
ta lepsza to przeznaczenie i oddycham na progu życia

kiedy chwytasz rękę i zwyczajnie mam pietra
próbuję wyrwać się słowem
notorycznie rozpisać na tysiące wierszy
obejść od zewnątrz
przestać wkładać palce w otwarte rany

teraz już nie wiem czym jest miłość
na jakim pułapie dosięgamy gwiazd
kiedy każda myśl przybliża nas do końca

A może czas na spacer

przyszła wiosna
na szybach zacieki po deszczu
pierwsze zapalenie ucha
niedoleczone zatoki

słońce
roztapia skorupki kasztanom
w trawie opala się ślimak
szuka domu i żony

wszystko wraca do normy
na ulicy sąsiedzi pytają co u mnie
- depresja
i będę męczyć się tak do wieczora

do następnego wiersza

Kolejny atak zimy przeżyjesz sam - cykl


Arturze

koszule wyprasowałam ułożyłam
przed śmiercią kolory są niewyraźne
dlatego wybacz brak gustu i niezdecydowanie
krawat dobierze ci sąsiadka

pokój pachnie petunią
tylko że jutro pierwszy przymrozek
spodziewaj się najgorszego

w dywan wplotłam kilka moich włosów
wymyj i uczesz tak jak w sobotę
pamiętaj
nie ściskaj za mocno gumką

teraz jestem gdzieś pomiędzy niedokończonym wierszem
a spacerem na który mieliśmy iść razem

na pożegnanie chcę cię przeprosić
umarłam nagle
miałam na sobie bluzkę z niemieckim napisem
Ich bin frei

Podchodzisz do pewnych spraw z zamkniętymi oczami

przybieramy kształty połamanych kwiatów
wychodzących ponad wyobraźnię


skrawki palców rozpraszają światło
robią dwa kółeczka kreski - język cierpnie
jak przy wciąganiu oparów z przelatujących chmur
skośne przeciągi wiatru
którego dawcą może być każde drzewo
nie znamy grupy krwi

zbyt szybko napisałem o tobie wiersz
skroiłem do granic (nie) możliwości
dzisiaj trawię w sobie uczucia
z ust do ust przenoszę miłość

smakujesz mnie przenośnie
przeciągle
jakbym mógł trwać na zawsze

Eksperymentalnie

jestem a może byłem
i nikt się nie dowie
co mógłbym napisać w kolejnym wierszu


po brzuchu płyną opuszki palców
skracają drogę do światła
z zaciekawieniem liczę żebra
wyglądają jak nieruchome schody

mam ochotę otworzyć okno - wyskoczyć
związać rzemykiem język
tak by posmak posmak czerwonego wina
nie został na brukowej kostce

czwartek, 5 maja 2011

Pokrzyżowało nam przeznaczenie

kończymy i zaczynamy w tych samych miejscach
na kartkach z wierszem bez puenty

gdzieś na linii między poskładaną trawą
a śniegiem który nigdy nie pachniał
pytam a ty wciąż odpukujesz
jakbym znał alfabet morsa

przez szeroko otwarte okna
aż do pełnego wdechu
opieram wzrok o przelatujące jaskółki
jedna otarła skrzydłem o parapet
od teraz czytam je brajlem

pod paznokciem chowam nieskończoność
zachodzę tobą do samotności

a rysik samolotu drapie nasze niebo

Napisałem cię w największej tęsknocie


wzruszyłem się do łez do pierwszego słońca
schowanego przed tobą w wierszu

nie ma śladów po butach po pięściach
usta zawiązane jak kokardy drzew
pachną półrocznym końcem
gdzieś na wytartych ścieżkach
a dawce milczenia która okazuje się śmiertelna

przysłaniamy liście palcem
tak by złamanie było bolesne
z perspektywy czasu wszystko znika
w rozgrzebanej ziemi
układa się w całość

kiedy więc uśniemy przytuleni do siebie
pamiętaj dotknę cię pierwszy
przemierzę palcami labirynt włosów

tylko nie wiem
czy śmierć daje takie możliwości

Może kiedyś byłoby inaczej

mówienie sobie - miłość przetrwa wszystko
ma niewiele wspólnego z życiem

chociaż Miro śpiewał "tak musi być"
byle nikt nie kazał umierać podczas burzy
boję się rozkołysanych na wietrze ptaków
nieba które śledziło nas każdej nocy

na wszystko są dowody
a ty leżysz w kolorowej sukience w kwiaty
karmisz przelatujące pszczoły
to tylko bzdury nie ma co się zatrzymywać

ciekawe czy przy ostatnim oddechu
wszystko znika z pola widzenia jak balony
które w dzieciństwie wieszały się na koronach drzew

dzisiaj prawie umarłem
wtedy zrozumiałaś jak wiele znaczę
wiem prawie robi wielką różnicę

środa, 4 maja 2011

Przed tym co teraz

pamiętam czasy
gdy życie zamykało się w śliwkowych powidłach
ojciec przytulał matkę przy ognisku
wplatał dym między palce

majowy deszcz rozczesywał warkocze
chuchał na szyby
w szczelinach okien biedronki usypiały świerszcza
dziergały szary sweter

na stole wianuszek ze stokrotek
niebieska kredka koszula prześcieradło
któregoś dnia dokończę twój wiersz
wystrzelę w niebo resztki jarzębiny
bo przecież nie będę żyć wiecznie

Życie samo w sobie jest złośliwością

przyszła wiosna i pierwsze alergie
zakochani wycierają ławki depczą trawniki
- ale dzisiaj nie o tym

mój lot zaczął się dwadzieścia jeden pięter nad ziemią
w powietrzu odbijałem ruchy palców
zawsze marzyłem by zostać nieuchwytnym
jak promyk słońca na puszce konserwy
albo ptak którego właśnie pochował weterynarz
on nie wiedział że chore skrzydło nie pozwala fruwać
- oznajmił zgon i zakończył sprawę

nie pytaj czy tak właśnie musi być
moja poezja powstaje i kończy się tutaj
na oszlifowanym biurku za dwieście złotych
blogu który dziennie ma kilkanaście wyświetleń

- ale dzisiaj nie o tym
kiedy wgniatam krzywe palce w gwiazdy
a świerszcze kończą koncert
mam wrażenie że życie znowu płata mi figla

Znajdziemy powód by nie walczyć

chwila ma smak agrestu lub cytryny
w ustach pierwsze wypadanie zębów
przedwczesny poród jak na ironię losu
za granicą wzroku znikają drzewa
przechylam głowę i stwierdzam że umarłem

z drugiej strony lustra młody chłopiec
rozmawia z kasztanami
jakby nie wiedział że są dobre na reumatyzm
łamię mu kości
tak by na starość miał co wspominać

mija dziesięć minut
jest 2012 rok
korki szampanów dziurawią chmury
jutro obudzimy się z poczuciem winy

dym z papierosa frunie ku górze
dojrzewają dłonie
choroba zżera mocniej

w szafie czarny garnitur kapelusz
tak po prostu znikam - uciekam

wtorek, 3 maja 2011

Młode pokolenie

poeta ubożeje z dnia na dzień - ktoś powie takie życie
w ramach jałmużny rzuca kilka monet
przez następne pięć sekund słychać brzdęk
na plecach cierpnie skóra przechylają się drzewa
spinam powieki agrafką chce być trendy
albo przynajmniej zauważony

na podwórku dzieci bawią się w Indian
piszę im scenariusze odsyłam na pozycję
później każde z nich będzie uczyć się przemijania
dorosłość rozpoczyna nowy akapit

poeta ubożeje z dnia na dzień dopija gazowaną wodę
w kieszeniach kożuch z mleka
staram się przypomnieć drogę do domu
kruszę czerstwą bułkę
ech jakie te ścieżki są wąskie

poniedziałek, 2 maja 2011

Przemierzamy życie ze stałym tętnem

wszystko co posiadam należy do ciebie
(ugryzłem się w język)

wiersz za wierszem być móc powiedzieć jestem poetą
tyle na początek
powieki puchną nabierają masy - środek nocy
za ścianą chomik przewraca się po plastikowym kuble
jakby zachęcał do zabawy
ale ja piszę kolejny tekst - teraz na pewno się uda

ze zdrowiem coraz gorzej odpadają paznokcie
dość takich abstrakcji
matka mówi że to przejściowe zaleca witaminy
ma mnie za debila co dopiero wyszedł spod klosza
szarpie za ręce chce wiedzieć czego nie śpię
boję się nowotworów ale unikam badań okresowych

pamiętaj
wszystko co posiadam należy do ciebie
mogę odetchnąć - nie mam nic
jestem jak słońce na wytartej dłoni
przemijam

z tego ujęcia wciąż oddycham / relacja pośmiertna

mamo

pani od plastyki
pokazała nam jak robić z kasztanów łódki
od tamtej chwili pływam po łąkach
zbieram motyle
razem z dziewczyną suszymy je w dłoniach

nie wiem na którą stronę przewrócić niebo
tak by statki nie zgubiły kursu
Ryszard kocha samoloty nawet wtedy
gdy morze służy im jako lotnisko

wczoraj po raz pierwszy staliśmy na rączkach
język smakował kolorowe karmelki
nie uwierzysz jak wiele potrafią gwiazdy
zaciągały się sobą do nieskończoności

tylko my
do góry nogami wyglądamy jak roślinki
zasadzone w ziemi by dojrzeć

Reaguję na twoje rezygnacje

kiedy cię nie ma (a teraz będzie już tak zawsze)
słońce potyka się o spadające liście
nie wiem czy tak wygląda wiosna
kiedy obrastasz w piórka a usta zachodzą czerwienią
mam wyraźny powód by kochać bardziej

w śnie całowaliśmy się przez lewe ramię
czarny kot przebiegł drogę
zamykam powieki i przesuwam skrzypiące kości
dłonie nabierają ciepła - to bardzo ważne

znam miejsca w które odchodzisz (a teraz będzie już tak zawsze)
papierowe statki nikną w kałuży
przewracam się na drugi bok i szukam życia
pod poduszką niedopisany wiersz
pierza na które mam alergię

dojrzałość nie przebiera w środkach
kiedy przepływam po szybie krzywym palcem
trafiam na rysy po pazurach i ślinie
powiedz
czy wszystko prowadzi do zatracenia

Było tak fajnie a my chcieliśmy dorosnąć

kiedyś szczęście kojarzyło mi się z pomidorową
ale tylko z ryżem makaron zabijał smak
pod stopami słychać było gniecione płatki kwiatów
zawijały się wokół stóp łamały paznokcie

czas liczyłem do pierwszego krzyku
brat siedział już w kącie - uśmiechał się
matka zawsze szła w zaparte
ojciec pił kawę odchodził po skończonym dniu
ciche przyzwolenie - mów szeptem

od puszystych palców włączyły się kompleksy
wiem to dziecinne i takie babskie
dlatego postanowiłem pisać wiersze
wybrać frazy które odczytają na pogrzebie
wtedy zobaczą że jednak mam gust

pod powiekami źrenice kurczą się z zimna
światło przebiega przez linie papilarne
zatacza kręgi i płynie pod prąd
dzisiaj dostosowuję się do emocji
przeplatam skurcze łydek z migreną

na werandzie wiatr miota liśćmi
powietrze ogrzewa się od herbaty
w sadzie dziadek koloruje wiśnie
wieczorem z babcią policzy dojrzałe owoce

(mów szeptem)
niektórzy z wrażliwości umierają wcześniej

niedziela, 1 maja 2011

Wrażliwy człowiek odchodzi - początek drogi

na pierwszy rzut oka wyglądało jak samobójstwo tabletki i być może o jedno piwo za dużo
nie wiem czy wypada o tym pisać wiersz w końcu wszyscy jesteśmy słabi
albo kurwa nieświadomi że tutaj i teraz to tylko chwila
pojedynczy urywek fragment szkic jak machnięcie ręki albo skrzydłem

Maciek kolekcjonował ślimaki mówił że ich życie trwa dwa razy dłużej
dlatego postanowiłem zbudować im dom po szybie spływałaby kolorowa farba
ale tylko zimą bo latem deszcz psuje zabawę wszystko przez ślinę
zawsze mam coś na końcu języka najczęściej ciebie

i tak kończy się kolejny dzień z niedopowiedzeniem
za oknem kilka stopni po wyżej zera a może termometr kłamie
na YouTube słucham Mirka Bregułę - "tak musi być"
w moim scenariuszu niebo różowieje z promyków słońca układam przyszłość
wiąże buty by śmierć nie wskazała mi swojej drogi
będę uciekać bo przecież zawsze trzeba wierzyć - mam takie pieprzone prawo

Uprościłem Cię słowem

Ukochana
zapamiętałem tylko mokre przebiśniegi
niepoetycko złożone pod stopy

w ramach czasu mieścisz mi się do połowy
wtedy mogłabyś rodzić dzieci
układać na gałęziach jak pierwsze liście

nie chcę cię dotknąć ani pocałować
wystarczą mi latawce puszczane po zachodzie słońca
rozhuśtane stopy przenoszą ciężar ciała
tak bym wędrował tysiące dni i nocy

teraz jest tu pusto język rozsypuje słowa
jak kwiaty rzucane przez dzieci w Boże Ciało
przy próbie kochania ktoś powiedział
-lepiej umierać przy zamkniętych dłoniach

sobota, 30 kwietnia 2011

Tu i teraz - współcześnie

Ojcze Nasz który zesłałeś mamie chorobę
a mnie odebrałeś sprawność w nogach
przebacz wczorajsze bluźnierstwo
i zniszczenie obrazka Najświętszej Panienki

bądź wola Twoja tutaj na oddziale intensywnej opieki
jak i na autostradach gdzie młodzież łapie czas
w plastikowe worki i otwierane szyberdachy
do domu prowadź ich Panie po śladach stóp swoich
a ręka niech wskazuje kierunek marszu

chleba powszedniego który drożeje z dnia na dzień
niech nie zabraknie na stole
a krzesła zapełnią się tymi którzy odeszli tamtej wiosny

i odpuść nam grzechy popełnione nieświadomie
po alkoholu człowiek przestaje myśleć
winnym zapomnij a skazanym zapewnij resocjalizację
na polach nieskończonego cierpienia

tak by każdy człowiek dążył do Zbawienia za życia
a nie po śmierci

Z cyklu "Bajki Skromnego" - druga

przyjaciel jest jak kieszonkowiec
nigdy nie wiesz kiedy coś zabierze

Gucio ze swoimi kompleksami był zawsze w cieniu
najczęściej Maji o której mówił "księżniczka"
śnił o niej przynajmniej dwa razy na dobę
taki poczciwy solidny brach
co kiedyś z miłości popełni samobójstwo
bo przecież każda przyjaźń oczekuje czegoś więcej
niż słowo dziękuje po kolejnej przysłudze

pamiętacie Kopciuszka
dzisiaj dziewczynki szukają sponsorów
dobra wróżka z grubym portfelem
najczęściej po czterdziestce żonaty z dziećmi
i nie martwi nawet zgubiony pantofelek
szafa pełna
więc można żyć długo i szczęśliwie

piękno to jednak coś ważnego w tym świecie
- szepnęło Brzydkie Kaczątko
bo przecież czym nadrobić brak inteligencji
głupotę i zacofanie
jak nie uśmiechem i uroczą twarzyczką
a bajki utwierdzają nas tylko w tym
że nie mając nic zostaniesz odrzuconym

Z cyklu "Bajki Skromnego" - pierwsza


Jaś z Małgosią rozsypują po lesie kokainę
tak by droga do domu dłużyła się w nieskończoność
może razem z Baba Jagą zapalą ziółko pokoju
a później wytną sadzonki
przecież za sto lat powstanie nowa historia
a w tym miejscu autostrada i droga donikąd
bo tylko tam z białych myszek robi się maskotki
a ludzie wygrzewają się przy agregatach

kiedyś wierzyłem w istnienie dobrych wróżek
takich co to za mleczny ząbek dają pieniążka
ale euro niepokojąco spada w dół
w kraju pełzająca inflacja 5% w skali roku
rodzice zaciskają pasa
a dzieci po wywiadówkach już nie chowają się po kątach
wszystko wraca do normy
jak cena cukru i usług "trzynastek" bo tylko tutaj
wiek i liczby nie grają roli

Piotruś Pan już nie fruwa ktoś podciął mu skrzydełka
może to zły Hak którego naśladuje teraz każdy chłopiec
brakuje jeszcze Calineczki miss nastolatek
co pogardziła brzydką Ropuchą i wybrała przystojnego chłopca
bo przecież bajki od małego uczą nas
że wszystko co piękne jest lepsze

piątek, 29 kwietnia 2011

Dla Niej


może jesteś tylko szkicem stworzonym przed snem
mapą rozległych pragnień
umieszczonych na końcu języka
zawsze musisz włożyć swoje trzy grosze

tak naprawdę siedzisz we mnie głębiej niż myślisz
w strugach deszczu wyrażasz się czułym pocałunkiem
odbijasz chwile dotykiem
takie uwodzenie szablonem słów

wiesz
chyba nie powinno cię tutaj być
wyglądasz bardziej obco niż wtedy
kiedy po raz pierwszy liczyliśmy gwiazdy
myliłem się mówiąc

nasza nie zgaśnie nigdy

Zwariować przyszło


przywiązałem się do ciebie słowem
smakujesz jak dojrzałość
ukryta we mnie rodzisz sny

zagnieździłem się tutaj urwaną myślą
 niewinnym spojrzeniem
kształtujesz dotyk dłoni
utrwalasz chwile

rozlewasz mnie spełnieniem
jeśli naprawdę jesteś
przyjdź

z resztkami wiary mógłbym łapać chmury
ugniatać je stopami
chciałbym żebyśmy doszli razem na koniec
szaleństwo ma twoje geny
ciągnie się w nieskończoność

ciekawi mnie tylko
czy młodość byłaby lekiem na bezsenność

W poszukiwaniu siebie


zagubionej

to dbanie o siebie nie ma nic wspólnego
z poprawnym pisaniem o miłości
jesteś dziewczynką o niebieskich oczkach
masz blond włosy i ciągle wielkie ambicje
z zapałek się nie wyrasta

to musi mieć swój początek
jak historia zbawienia w którą wierzymy

obiecałaś mi kiedyś mówić prawdę
spowiadać się od święta być dobrą żoną
mieć dwójkę dzieci którym opowiesz jak żyłem
ta sztuka nie wymaga oklasków
sprawności też nie potrzebujesz

on potem zanotował coś w pamiętniku
wyszedł na papierosa i już nie wrócił
czy tak właśnie wygląda "nigdy więcej"

Ewolucja


w dzieciństwie odmawialiśmy pacierz za zdrowie babci
dobierało się starannie zdania -Bóg czuwa
wiem że to nie łatwe wierzyć kiedy na stole pusto
dlatego mama mówiła że miłość to nie wszystko

dojrzewanie jest jak wiersz
szarpnięcie pióra wyznacza przyszłość
która później i tak okaże się zbyt trudna

wiesz
chyba jestem zbyt słaby żeby złapać twoją rękę
poprowadzić marzenia do gwiazd
tam gdzie wzrok odnajduje pierwszy zachwyt

W kawałkach (o szklance)


przecież obiecałem dotykać ust twojej duszy
dzisiaj wspomnienia wylały ostatnie krople wody
piękna ta noc
niebo zrodziło tysiące błyszczących gwiazd
tylko ty
rozbita dotykiem gniewu spoglądasz w oczy prawdzie

szklane łzy rozbijane uderzeniem zegara
zagłuszyły odgłos upadku
to nie był ikarowy lot
twarda posadzka dogorywa niedotrzymanym słowem

morderstwo w imię przyjaźni
bez odcisków zaciśniętej w ręce nadziei

Tak Bóg umiłował ludzi - zwątpienie w życie


ten chłopczyk nie potrafi pozbierać kawałków chleba
z wczoraj które nie wróci pozostały mu wpisy w pamiętniku
być może nad jego ciałem tłum gapiów postawi oskarżenia
nie chciał uciekać

padło mnóstwo pytań nie odpowiadał
to było jak wyrok po którym ciężko się pozbierać
na biurku leży niedokończony wiersz
pisał jak bardzo ją kochał

widokiem z okna przyciąga odległe wspomnienia
otwarcie nie przyzna że to koniec
do niedawna potrafił uwierzyć że marzenia się spełniają
jest bliskim przyjacielem śmierci

nerwowo wyrywa dni z życiorysu
być może jeszcze jutro założy kurtkę
tam dokąd się udaje ludzie nie muszą walczyć

Przetrwa każdą rozłąkę


miłość o której była mowa przeminęła jak babie lato
dziś nikt nie pamięta dziewczyny o błękitnych oczach
kasztanowe włosy układane na jego ramieniu
pachną wczorajszą wiosną

on

śni nocami o tym co nie wróci
opuszkami palców kształtuje wspólne jutro
oddalone tysiącem kilometrów słów

ona nie pamięta jego twarzy

tak łatwo poddała się zapomnieniu
jeden spacer który zmienił postać rzeczy

wyodrębnił szczegóły

W moim świecie


stworzyłem ciebie w pośpiechu pisząc wiersz
otuliłem kryształkiem śmiechu

w rozmnożonych ciepłem słońca dotykiem
kształtowałem przyszłość

budowałem drogi nieprzebyte
w okno życia wplotłem twoją twarz

odeszłaś

w powietrzu słychać echo wczoraj

Na rozdrożach


na potrzeby sumienia

nie byłem cichym ani spokojnym człowiekiem
chłopcem też już nie jestem
warsztat opiera się na domu
z którego wyniosłem zapach matczynych dłoni
były też noce z niedokończoną wieczerzą
 
często wspominam bieszczadzką przyrodę
ciszę otaczającą widok z podwórka
krowy sarny jeże które wydeptały ścieżkę do lasu
zbierałem wtedy pierwsze grzyby
we włosach sterczały liście drzew

o świcie robiło się obchody z psem
czasami lepiej otworzyć oczy na świat
przeczekać pierwszy zachód słońca
móc tworzyć wiersze o zapomnieniu
tkliwym językiem okazać bezmiar uczuć

niech Bóg nie zapomina o moim istnieniu
okaże cierpliwość gdy przyjdzie pora zbiorów
wciąż jestem człowiekiem
chociaż wiary ubywa z każdym ruchem pióra

Zapomnieć chciałbym


jeszcze niedawno mówiłem że piękno
wygląda jak jej twarz w blasku księżyca
w stopy wbijały się nadmorskie kamienie
byliśmy sami a tak naprawdę widziałem
miliony ludzkich oczu

nad głową brzęczały owady
podbieraliśmy dorosłym tajemnice
szkoda tylko że zabrakło odwagi na pytania
urodziłem się jakby wczoraj lub godzinę temu

później okazało się że wszystko nie jest tak proste
zakończenie musi mieć odpowiedni klimat
najlepiej późną jesienią
wystarczy odpowiednio dobrać słowa

wiersze zmieniają barwy
aż w końcu przestane do nich wracać

Przewijam się przez ostatnie chwile

to się stanie i dobrze o tym wiem
trzeba tylko dopisać ostatni wiersz
przeczekać początek maja
bo kwiecień zebrał żniwo - rozpisany na strofy
ból zdarzał się codziennie

żyletki porysowały biurko i żyły
żarówka tańczy tango
taka forma pożegnania
ślady symbole nieskończoność
każdy zagrał swoją rolę nadzwyczaj dobrze

kilka kwiatów łez odważniejsi wypowiedzą słowa
a później wiatr rozniesie chłód
poprzewraca strony życia
i będą siedzieć w ciemnej restauracji
przy butelce taniej wódki
telepać się z niedowierzania

odszedł poeta - tragedia ludzi i zwierząt
może przede wszystkim ludzi

i teraz tam zapisuje na liściach przemyślenia
miłość zawsze ma w sobie coś groźnego
słowa to początek
wszystko od nich się zaczyna

wiesz
wciąż myślę o tobie a podobno po śmierci
wszystko się kończy

czwartek, 28 kwietnia 2011

Dokąd dotrzemy w pojedynkę


chyba maj
i już bez ale można powiedzieć że to wiosna
z daleka czuć cukrową watę karmelki w kształcie liści
na balkonach porządki - wyprowadzka sikorek
słońce topi słoninę
znowu będziemy głodować do zimy

dzieci wyrzeźbiły w piaskownicy dom
prąd i gaz za darmo - żyją teraz w nieświadomości
a jutro przyjdzie burza i zostawi błoto
strzępki kartek i garść przetłuszczonych włosów
na piasku laurka dla mamy i plan ewakuacyjny
niedoczytane słowa
w końcu wszystko można dopowiedzieć

tutaj nie ma już miejsca na oddychanie
muszę to zrozumieć - odespać
odłożyć w bezpieczne miejsce
by nie być wciąż pytaniem

ale odkąd nawijam ciebie na palce
nabieram zapachu skóry
w nadgarstki wcieram smak tęczy
spróbuj w to uwierzyć

tak by płynąc na koralikach jarzębiny
po bezchmurnym niebie
dojrzeć ślady za nami

Urodzinowo


ten chłopczyk sam w sobie jest doskonałością
w wolnych chwilach skleja samoloty
marząc by kiedyś wzbić się w powietrze jak mama
którą tato nazywał aniołem

szkoda że tak mało w nim dojrzałości
chęci do życia ubywa z każdym dniem października
co roku wkłada w tort świeczkę
może jeszcze kiedyś zrozumie jak wiele go ominęło

ma dwadzieścia jeden par oczu 
które codziennie prześladują jego teraźniejszość
czasami zaczyna wierzyć w szczęście
które opłakuje nad grobem babci

nie pamięta swojego imienia
jest anonimowym darem Boga
myślę że chciałby urodzić się na nowo
  jeszcze raz wpisać w kalendarz datę swojej śmierci

Kochanej Babci


dotykając jej twarzy wiedziałem że to więcej nie wróci
bo czasami przyjacielu nie dostaje się drugiej szansy

w pokoju było czuć zapach papierosów
dorosłość smakowała jak tytoń ulatywała w sen nieskończony
na drugim końcu stygła niedopita herbata
dwie gazety
być może informacje z bieżącego dnia już nieaktualne

przeżyte lata wypełniają drżące dłonie
jest cicho bo tak nakazał lekarz
za oknem grupa ludzi jeszcze młodych pewnych że to nie minie
spaceruje burząc zalecany spokój
czasami zastanawiam się

czy zawsze jest tak pod koniec
człowiek nie zabiega o pogodę deszcz nakreśla struny życia
rozmywa ledwo wypowiadane słowa
pozostaje czekanie z wypełnionym po brzegi bólem
doświadczenie i miłość której nie zabierze ze sobą


tylko bardzo boli nieznana liczba oddechów
ostatni ruch wskazówki
tworzy w głowie obrazy wspomnień
słońce zachodzi i nikt tego nie zmieni

Przygoda z pisaniem

Nazywam się Damian Sawa i mam 21 lat. Nie wiem czy to dużo czy też nie, bo przecież wiek nie ma znaczenia... Podczas publikowania wierszy często używam nick "Skromny" przewrotność powiedzą co niektórzy...
Wszystko musi mieć swój początek, również pisanie. To już trzy lata odkąd ludzie męczą się ze mną na różnych portalach poetyckich na których obecnie publikuję coraz mniej.  Ale nie zamierzam opowiadać jak to było. O czym są moje teksty i jak należy je interpretować zostawiam już Wam czytelnicy, ja po prostu piszę.
Zaczynam swoje blogowanie i mam nadzieję że czasami ktoś mnie odwiedzi i napisze kilka słów od siebie...
Będę wrzucać wiersze, przeplatając starsze z tymi nowymi...