środa, 11 maja 2011

Żonie

zatem pewnie to przeznaczenie
i będziemy żyć jak w bajce
do śmierci będziemy umierać życiem
życiem żyć do śmierci na najwyższych obrotach

stworzyłem cię słowem na pochmurnym niebie
ścinałem włosy licząc zdrowe cebulki
na gałęziach wiatr tuli liście
drzewa połykają mgłę mokną w deszczu
leczą schorowaną korę

uwierz szczęście trzyma się w otwartych dłoniach
ściska jak żyły w pośpiechu mówiąc kocham
twoje linie papilarne prowadzą mnie do domu
zbudowanego na czterolistnej koniczynie

wczoraj nie byłem tym kim jestem
dojrzałem
powietrze osadzam na zaparowanych szybach
rysuję nieskończoność o zapachu róż

odnalazłem cię w promykach słońca
płynących po górskiej rzece
schowałem pod powieką kształty ciała
dlatego oddychaj kochanie - oddychaj głębiej
chce czuć jak kwitnie w nas miłość

to nieprawda że wszystko jest piękne
wszystko to ty

Ostateczność zawsze boli

I.

pierwszy raz całowałem trzy minuty
później było pięć
dojrzałość zwiększa pojemność płuc
księżyc siedział cicho na gałęziach drzew
zrywał liście pytając kocha nie kocha

II.

zima przyszła niespodziewanie szybko
dziewczyna od pocałunków wyjechała w podróż
zabrała świerszcza symbol miłości
mówiła że teraz będzie mu dobrze
tam dokąd się wybiera zwierzęta mówią ludzkim głosem
kot udając że śpi przywiązywał się coraz bardziej

III.

ostatniej nocy siedzieliśmy na tym samym łóżku
skóra wilgotniała tracąc zapach róż
wtedy zrozumiałem że ludzie z czasem przestają rozmawiać
słyszą podwójnie
udawałem chłopca który potrzebuje matki
księżyc krępował się moją obecnością

IV.

zapomnienie jest naprawdę trudne
znowu budzę się i pamiętam coraz więcej
kot nie sypia już na parapecie
leży zakopany w ogródku
na szczęście i ja niedługo odchodzę
napiszę jeszcze wiersz może dwa

V.

taki z całkowicie przewidywalną strukturą
bo zrozumienie to podstawa
spotkajmy się o dwudziestej na pierwszym zjeździe
będziemy bawić się w szczęście
później już tylko wiosna wiosna

***

Ele mele dudki - wspomnienia pęcznieją w brzuchu
jak nienarodzone dziecko
obracają się we mnie każdej nocy

to nie moja wina że dorosłeś
brakuje inspiracji
pamiętasz jak pielęgnowałeś we mnie miłość
mówiłeś że pragnienia osadzają się na wargach
teraz jesteś ślepy
nie wiesz gdzie właściwie jest nasz dom

po tym co było wczoraj piję coraz więcej
myślę że to depresja
lekarz poradził spalić wszystkie zdjęcia
mosty schować w rękaw pod samą brodę
wiesz że chciałbym narodzić się jeszcze raz
staranniej niż poprzednio

potem nie wydarzy się już nic
żadnych mdłości skurczów powiek
jesteś nowy
czysty jak ekran który właśnie zgasł
czy tak właśnie wygląda śmierć

Stan uzależnienia - Kobiecie życia

odkąd poczułem cie na ustach
nigdzie więcej nie mogłem się zatrzymać
wycinasz mnie śladami śniegu
znacząc drogi nieprzebyte

wzrok podąża na szczyty gór
z zieloną łąką pełną kwiatów
wplatasz motyle w opuszki palców

jeszcze staniemy przy sobie
złożymy w całość połamane konary drzew
ukradniemy godziny z wypisaną datą odejścia
będziemy żyć długo i szczęśliwie
 jak w legendach które opowiadała babcia

między nami podupadają fundamenty myśli
rozpryskuje się światło
szukamy siebie w uliczkach niespełnionych marzeń
odpowiadasz ciszą formułując argumenty

gdzie byłaś kiedy siedziałem przy oknie
odchodziłem w powiewie wiatru
zasłaniałem oczy
odkładając na miejsce resztki nas

dlaczego
miałem wrażenia że tego właśnie chcesz

Po prostu bądź - Żonie

kobieta to wspaniały wynalazek
chociaż nigdy nie mam jej przy mnie

chciałbym żebyś była moją dedykacją
liściem z drzewa otulała przed snem
za oknami wilgotnieje trawa
piasek zamienia się w niewidzialne kryształy

dłonie nakreślają mnie czułością
wtedy zawsze jestem mężczyzną

wplątujesz we mnie siebie
kształtujesz jak wiersz

pamiętaj całuj powoli
chce czuć twój szept na ustach

Pożegnanie

Czas się rozstać, nie wiem na jak długo bo przecież życie bywa nieprzewidywalne... Jutro wyjeżdżam do Niemiec i mimo że tak bardzo nie chcę to nie mam wyboru. Zresztą życie rzadko kiedy je daje.Nie wiem kiedy i czy w ogóle dane mi będzie wrócić. Nie ma co rozpaczać bo przecież "tak musi być"
Dlatego po prostu mówię wszystkim tym którzy mnie odwiedzają mówię do kiedyś...

wtorek, 10 maja 2011

A ty co byś zrobił

na Twoim miejscu wsadziłbym palec w ranę
na wszystko potrzeba dowodów
a co jeśli kocham i nie wierzę - zapytał
wyślij ją w podróż dookoła świata w kosmos
po drodze mlecznej niech sypie ziarenka maku
sadzi kwiaty na żyznej glebie

na Twoim miejscu wysłałabym zaproszenia
Nasza Klasa Facebok
tam chłopców jest jak wierszy na portalach
może kolejny poeta
przedstawiłby ci swoją wizję życia

na moim miejscu ludzie kopali by sobie grób
podobno śmierć smakuje cynamonem
do powiek przykłada się płatki róż
tak by złagodzić objawy
ale to tylko symbol Kochanie

przecież wciąż powtarzasz
miłość nie wszystko przetrwa

Kochanie

wyprowadziłaś się ze mnie
z niedokończonym wierszem
kropla wody na liściu
spływa zamazując linie papilarne

za oknem domykamy czas
miękną chmury
kwiaty wbite w łąkę gubią woń

przekwitły słowa
pod światłem księżyca
układamy drogę ze źrenic

teraz nie widzę nic
prócz twych paluszków
odbitych na ramieniu

Zrobiłem to dla ciebie

mógłbym cię zagłaskać
wywalczyć na śmierć za życia

pomiędzy dłońmi zbudować gniazdo
karmić przylatujące bociany

ale teraz siedzę gdzieś w ciasnym pokoju
na niemieckich panelach liczę dni
do powrotu skończę dojrzeć
tak by móc usłyszeć jak oddychasz

Wraz z wyjazdem kończy się życie

od dzisiaj wszystko zaczynam rozumieć
przekładam z ręki do ręki
rozdrabniam słowa
mógłbym pisać o tym wiersze prozę
wysyłać do poetów na całym świecie

nasze miejsca ulatują jak kudłate muchy
grzebią nóżki na wypolerowanych schodach
na oczach dzieci mówisz że jestem nikim
wczoraj byłem wszystkim
gdy wisieliśmy razem na trzepaku
do góry nogami świat wydawał się być w zasięgu

telefon milczy
taka forma obronna
później zwalisz wszystko na sieć

poniedziałek, 9 maja 2011

Na chybotliwych nóżkach mkniemy przed siebie

wychodzę z założenia że tutaj nie ma furtek
drogowskazów miejsca
a wszystko przelewa się przez palce
rozmazuje w powietrzu

przepadliśmy drugiej wiosny
i już nie wiadomo czy to było przeznaczenie
jakaś głębia albo sens
przez twoje rezygnacje uciekają chwile
patykiem zataczam czas
nasłuchuję słońca burzy

wiem chciałabyś żebym został tutaj
za miesiąc popełnił samobójstwo
miałabyś mnie na własność
tylko na chuj były te obietnice
że jednak możemy być razem

Czas nie pozwala się pogodzić

pamiętasz jak całowaliśmy się tak długo
że nie mogliśmy zasnąć
napisałem wtedy dwa wiersze
dotknęłaś językiem puenty

teraz musisz się skupić na przetrwaniu
ludzie gdy mówią o samobójstwie nie robią nic
liczą na słowa wsparcia i żyją dalej
to najlepszy sposób

od kiedy ciebie nie ma
maj zrobił się wyjątkowo chłodny
nie wiem ile to jeszcze potrwa
więc nie pytaj
ale mam nadzieję że po wszystkim
będziesz szczęśliwa

niedziela, 8 maja 2011

Tymczasowo

umieranie mogłoby być prostsze
nie mam czasu na tak długi proces
muszę dokończyć wiersz

zakwitły nam wczoraj chryzantemy
wiem myślałaś o różach
zawsze coś przeszkadza - autobus
który dziś nie kursuje
pies sąsiadów i znowu trzeba spieprzać
dobrze wiesz że życie to ucieczka
kto kogo złapie prześcignie

tutaj bez ciebie jest tak pusto
że nieświadomie mówię sam do siebie
szukam słów tak by wcisnąć je w głąb
ale zbyt nisko mierzę

wczoraj zachwyciłem się smakiem twoich ust
przechodzę to za za każdym razem

Zieleń przykrywa powieki

trawniki obrosły w łupki słonecznika
w kieszeni pełna konewka wody
znak że przyszła wiosna
w butach przesypuje się sól z zimy
szkoda że nie cukier

popatrz jak przemija maj
dzieci rozgrzebują niedojrzały mech
jakiś chłopiec pisze poezje
połyka tabletki bo rzuciła go dziewczyna

i tylko mydlane bańki
fruną gdzieś w nieskończoność
myślisz że miłość też  nigdy się nie kończy

By to zrozumieć braknie czasu

byłem z nią umówiony
że do końca życia będziemy razem

a przecież nie chciałem wiele
"iść ciągle iść w stronę słońca"
- po pajęczych niciach
na rozgrzanym asfalcie
z kubkiem czarnej mocnej

na tej szerokości geograficznej
dłonie pachną wanilią
wciąż jesteś poza zasięgiem
zmieniam się w tu i tam
ale wiem że już nigdy nie będzie
teraz razem

To nie jest takie proste

kolejny raz spotykamy się
na źdźbłach trawy

zieleń kapie z liści
wspinam się na palcach
by podglądać młode bociany

nasze ciała wysusza majowe słońce
wiesz lubię obrywać ci skórki
choć tak bardzo boję się krwi

Z czasem zrozumiesz

nawet miłość nie przetrwa wszystkiego
to byłby absurd gdybym położył się na torach
tutaj nie jeżdżą pociągi
wyczekiwanie jest zbyt trudne
lubię iść na gotowe albo na to co szybkie
Artur mówi że tabletki są niezbędne - wierze

nawet miłość nie przetrwa wszystkiego
i już nie piszę wierszy z cyklu
"wystarczy kochać by móc być razem"
jej ojciec trzyma mnie na dystans
uważa że liczy się tylko kasa

szkoda że nie widział jak płakałem przez wyjazdem
pewnie stwierdziłby że udaje
a listy
w dzisiejszych czasach to oznaka uczuć i wrażliwości
albo braku internetu

pamiętasz siedzieliśmy na ławce
dwa lata temu było tam drzewo
mówiłem że przetrwa zimę
nie wierzyłaś

sobota, 7 maja 2011

Za zakrętem jest nasz świat

mam zbyt mało czasu by pisać długie wiersze
jeszcze nie daj Bóg przegadam życie


zaciskam dłonie usta
na czarną godzinę trzymam resztki tlenu
to nie prawda że tam nie będzie wody
i nie spotkamy się u babci na kolacji

dzieci bawią się w chowanego
mają cukrowe języki
później wszyscy policzymy zebrane kryształki
kiedyś tutaj będzie plaża
i może nauczysz mnie grać w siatkę

ale teraz za późno na tłumaczenie
jak doczekać tej chwili

misiaczku mówiła
dzisiaj ty myjesz

No to już nie wiem dlaczego

 od kiedy wymyślono samobójstwo
śmierć nie jest zaskoczeniem


połowa maja
rtęć skacze w termometrze
mam plan
przepłynę się do Boga

liście pukają w szybę
przypominają o swoim istnieniu

kiedy byłem chłopcem
nie wierzyłem w miłość
wiesz chciałbym zrozumieć
dlaczego teraz kocham tak bardzo

Siłą woli

znowu otwierasz usta
tak by zręczniej było mi oddychać
ledwo półmetek życia
dłonie chciałyby do nieba

nie wiem czy jesteś tego świadoma
w nowych wątkach wciąż jesteśmy razem

rodzisz dzieci w podrywie morskiej fali
później wygrzewamy się w kryształkach piasku
będziemy udawać że wszystko jest piękne
- bobas macha rączkami
z bliska wygląda jak pestka jabłka
przyciskam palce do ust

między skrzydłami ptaków
drzewa szukają ciepła
może i ja nabiorę dystansu
do twojej nieobecności

Piszę na wszystkich frontach

nie mogę przestać
w folderze wysłane - sto smsów
i jeszcze więcej wierszy

bo maj
miesiąc zakochanych

w odbiorczej wciąż zero
próbuję to tłumaczyć
stres szkoła brak zasięgu

serce dalej szaleje
panicznie szukam rozwiązania
alkohol jest dobry na wszystko

nie mogę spać
a wiem że to dopiero początek
czuję się jak jarzębina wystrzelona z procy
w końcu zniknę z pola widzenia

Miłość nie wszystko przetrwa

pamiętam siebie z przed dwóch lat
cwany wzrok cięty język włosy na żelu

facet który po raz pierwszy
(i ostatni) się zakochał
ta kobieta przytuliła go bardzo mocno
szeptali sobie czułe słowa
byłem tak blisko by usłyszeć
kochanie ja nigdy nie chce żyć bez CIEBIE

płakali
potem zobaczyłem zbliżającą się parę
chyba jej rodzice
powiedzieli: będziesz żyć bez niej
tylko jeszcze o tym nie wiesz

Majowe pytania

http://www.youtube.com/watch?v=BPlFi52Mpsg&feature=related

nie wiem po co mówisz o miłości
wybierasz miejsca gdzie będziemy żyć i umierać
czas stanął na rysach twarzy
nie wiem dlaczego uważasz że tak musi być
zabierasz te wszystkie zbędne przedmioty
wiersze z dedykacją złoty pierścionek

dłonie nigdy nie będą puste
pod paznokciami trzymam twoje włosy
nas już nic nie uratuje

od czasu gdy widzieliśmy się ostatni raz
śmierć osiadła na powiekach
spadły pierwsze kasztany
nie wiem po co mówisz o miłości
teraz chcę tylko spojrzeć w twoje oczy
którędykolwiek
zapaść na bezpowrotność

A jednak - cykl

Arturze

pospieszyłam się
a przecież umieranie trzeba zaplanować
koszule pomięłam odłożyłam na miejsca fotografie
kolor nie ma znaczenia
zapomnij o krawacie

petunia nie przetrwała przymrozków
wiem spodziewałeś się gorszego
miałam odejść - wszystko przygotowałeś
wąski dół kwiaty z ogródka sąsiadki
Czajkowski symbol mojej śmierci - samobójca

dalej nie wiem gdzie jestem
gałęzie uginają się od ciężaru ptaków
wczoraj naliczyłam dziesięć

jeden z nich miał niebieskie skrzydła
podrzucali go jak solenizanta
pewnie pomyślisz że zwariowałam

teraz mam przed sobą ołówek
kartkę papieru
napiszę pożegnalny list albo wiersz
co za różnica w jakiej formie nastąpi pożegnanie

piątek, 6 maja 2011

Chciałbym żeby tak było






mogliśmy to nazwać przypadkiem - zbieg okoliczności
a teraz ciągnie się w kółko w dół

na próżno rozkładamy chwile i ręce do Boga
to nasza sprawa problem przywiązanie
etap przez który trzeba przejść przebiec
przeczołgać się choćby po świetle księżyca

liczę do trzech
mylą się liczby matematyka była moją słabą stroną
ta lepsza to przeznaczenie i oddycham na progu życia

kiedy chwytasz rękę i zwyczajnie mam pietra
próbuję wyrwać się słowem
notorycznie rozpisać na tysiące wierszy
obejść od zewnątrz
przestać wkładać palce w otwarte rany

teraz już nie wiem czym jest miłość
na jakim pułapie dosięgamy gwiazd
kiedy każda myśl przybliża nas do końca

A może czas na spacer

przyszła wiosna
na szybach zacieki po deszczu
pierwsze zapalenie ucha
niedoleczone zatoki

słońce
roztapia skorupki kasztanom
w trawie opala się ślimak
szuka domu i żony

wszystko wraca do normy
na ulicy sąsiedzi pytają co u mnie
- depresja
i będę męczyć się tak do wieczora

do następnego wiersza

Kolejny atak zimy przeżyjesz sam - cykl


Arturze

koszule wyprasowałam ułożyłam
przed śmiercią kolory są niewyraźne
dlatego wybacz brak gustu i niezdecydowanie
krawat dobierze ci sąsiadka

pokój pachnie petunią
tylko że jutro pierwszy przymrozek
spodziewaj się najgorszego

w dywan wplotłam kilka moich włosów
wymyj i uczesz tak jak w sobotę
pamiętaj
nie ściskaj za mocno gumką

teraz jestem gdzieś pomiędzy niedokończonym wierszem
a spacerem na który mieliśmy iść razem

na pożegnanie chcę cię przeprosić
umarłam nagle
miałam na sobie bluzkę z niemieckim napisem
Ich bin frei

Podchodzisz do pewnych spraw z zamkniętymi oczami

przybieramy kształty połamanych kwiatów
wychodzących ponad wyobraźnię


skrawki palców rozpraszają światło
robią dwa kółeczka kreski - język cierpnie
jak przy wciąganiu oparów z przelatujących chmur
skośne przeciągi wiatru
którego dawcą może być każde drzewo
nie znamy grupy krwi

zbyt szybko napisałem o tobie wiersz
skroiłem do granic (nie) możliwości
dzisiaj trawię w sobie uczucia
z ust do ust przenoszę miłość

smakujesz mnie przenośnie
przeciągle
jakbym mógł trwać na zawsze

Eksperymentalnie

jestem a może byłem
i nikt się nie dowie
co mógłbym napisać w kolejnym wierszu


po brzuchu płyną opuszki palców
skracają drogę do światła
z zaciekawieniem liczę żebra
wyglądają jak nieruchome schody

mam ochotę otworzyć okno - wyskoczyć
związać rzemykiem język
tak by posmak posmak czerwonego wina
nie został na brukowej kostce

czwartek, 5 maja 2011

Pokrzyżowało nam przeznaczenie

kończymy i zaczynamy w tych samych miejscach
na kartkach z wierszem bez puenty

gdzieś na linii między poskładaną trawą
a śniegiem który nigdy nie pachniał
pytam a ty wciąż odpukujesz
jakbym znał alfabet morsa

przez szeroko otwarte okna
aż do pełnego wdechu
opieram wzrok o przelatujące jaskółki
jedna otarła skrzydłem o parapet
od teraz czytam je brajlem

pod paznokciem chowam nieskończoność
zachodzę tobą do samotności

a rysik samolotu drapie nasze niebo

Napisałem cię w największej tęsknocie


wzruszyłem się do łez do pierwszego słońca
schowanego przed tobą w wierszu

nie ma śladów po butach po pięściach
usta zawiązane jak kokardy drzew
pachną półrocznym końcem
gdzieś na wytartych ścieżkach
a dawce milczenia która okazuje się śmiertelna

przysłaniamy liście palcem
tak by złamanie było bolesne
z perspektywy czasu wszystko znika
w rozgrzebanej ziemi
układa się w całość

kiedy więc uśniemy przytuleni do siebie
pamiętaj dotknę cię pierwszy
przemierzę palcami labirynt włosów

tylko nie wiem
czy śmierć daje takie możliwości

Może kiedyś byłoby inaczej

mówienie sobie - miłość przetrwa wszystko
ma niewiele wspólnego z życiem

chociaż Miro śpiewał "tak musi być"
byle nikt nie kazał umierać podczas burzy
boję się rozkołysanych na wietrze ptaków
nieba które śledziło nas każdej nocy

na wszystko są dowody
a ty leżysz w kolorowej sukience w kwiaty
karmisz przelatujące pszczoły
to tylko bzdury nie ma co się zatrzymywać

ciekawe czy przy ostatnim oddechu
wszystko znika z pola widzenia jak balony
które w dzieciństwie wieszały się na koronach drzew

dzisiaj prawie umarłem
wtedy zrozumiałaś jak wiele znaczę
wiem prawie robi wielką różnicę

środa, 4 maja 2011

Przed tym co teraz

pamiętam czasy
gdy życie zamykało się w śliwkowych powidłach
ojciec przytulał matkę przy ognisku
wplatał dym między palce

majowy deszcz rozczesywał warkocze
chuchał na szyby
w szczelinach okien biedronki usypiały świerszcza
dziergały szary sweter

na stole wianuszek ze stokrotek
niebieska kredka koszula prześcieradło
któregoś dnia dokończę twój wiersz
wystrzelę w niebo resztki jarzębiny
bo przecież nie będę żyć wiecznie

Życie samo w sobie jest złośliwością

przyszła wiosna i pierwsze alergie
zakochani wycierają ławki depczą trawniki
- ale dzisiaj nie o tym

mój lot zaczął się dwadzieścia jeden pięter nad ziemią
w powietrzu odbijałem ruchy palców
zawsze marzyłem by zostać nieuchwytnym
jak promyk słońca na puszce konserwy
albo ptak którego właśnie pochował weterynarz
on nie wiedział że chore skrzydło nie pozwala fruwać
- oznajmił zgon i zakończył sprawę

nie pytaj czy tak właśnie musi być
moja poezja powstaje i kończy się tutaj
na oszlifowanym biurku za dwieście złotych
blogu który dziennie ma kilkanaście wyświetleń

- ale dzisiaj nie o tym
kiedy wgniatam krzywe palce w gwiazdy
a świerszcze kończą koncert
mam wrażenie że życie znowu płata mi figla

Znajdziemy powód by nie walczyć

chwila ma smak agrestu lub cytryny
w ustach pierwsze wypadanie zębów
przedwczesny poród jak na ironię losu
za granicą wzroku znikają drzewa
przechylam głowę i stwierdzam że umarłem

z drugiej strony lustra młody chłopiec
rozmawia z kasztanami
jakby nie wiedział że są dobre na reumatyzm
łamię mu kości
tak by na starość miał co wspominać

mija dziesięć minut
jest 2012 rok
korki szampanów dziurawią chmury
jutro obudzimy się z poczuciem winy

dym z papierosa frunie ku górze
dojrzewają dłonie
choroba zżera mocniej

w szafie czarny garnitur kapelusz
tak po prostu znikam - uciekam

wtorek, 3 maja 2011

Młode pokolenie

poeta ubożeje z dnia na dzień - ktoś powie takie życie
w ramach jałmużny rzuca kilka monet
przez następne pięć sekund słychać brzdęk
na plecach cierpnie skóra przechylają się drzewa
spinam powieki agrafką chce być trendy
albo przynajmniej zauważony

na podwórku dzieci bawią się w Indian
piszę im scenariusze odsyłam na pozycję
później każde z nich będzie uczyć się przemijania
dorosłość rozpoczyna nowy akapit

poeta ubożeje z dnia na dzień dopija gazowaną wodę
w kieszeniach kożuch z mleka
staram się przypomnieć drogę do domu
kruszę czerstwą bułkę
ech jakie te ścieżki są wąskie

poniedziałek, 2 maja 2011

Przemierzamy życie ze stałym tętnem

wszystko co posiadam należy do ciebie
(ugryzłem się w język)

wiersz za wierszem być móc powiedzieć jestem poetą
tyle na początek
powieki puchną nabierają masy - środek nocy
za ścianą chomik przewraca się po plastikowym kuble
jakby zachęcał do zabawy
ale ja piszę kolejny tekst - teraz na pewno się uda

ze zdrowiem coraz gorzej odpadają paznokcie
dość takich abstrakcji
matka mówi że to przejściowe zaleca witaminy
ma mnie za debila co dopiero wyszedł spod klosza
szarpie za ręce chce wiedzieć czego nie śpię
boję się nowotworów ale unikam badań okresowych

pamiętaj
wszystko co posiadam należy do ciebie
mogę odetchnąć - nie mam nic
jestem jak słońce na wytartej dłoni
przemijam

z tego ujęcia wciąż oddycham / relacja pośmiertna

mamo

pani od plastyki
pokazała nam jak robić z kasztanów łódki
od tamtej chwili pływam po łąkach
zbieram motyle
razem z dziewczyną suszymy je w dłoniach

nie wiem na którą stronę przewrócić niebo
tak by statki nie zgubiły kursu
Ryszard kocha samoloty nawet wtedy
gdy morze służy im jako lotnisko

wczoraj po raz pierwszy staliśmy na rączkach
język smakował kolorowe karmelki
nie uwierzysz jak wiele potrafią gwiazdy
zaciągały się sobą do nieskończoności

tylko my
do góry nogami wyglądamy jak roślinki
zasadzone w ziemi by dojrzeć

Reaguję na twoje rezygnacje

kiedy cię nie ma (a teraz będzie już tak zawsze)
słońce potyka się o spadające liście
nie wiem czy tak wygląda wiosna
kiedy obrastasz w piórka a usta zachodzą czerwienią
mam wyraźny powód by kochać bardziej

w śnie całowaliśmy się przez lewe ramię
czarny kot przebiegł drogę
zamykam powieki i przesuwam skrzypiące kości
dłonie nabierają ciepła - to bardzo ważne

znam miejsca w które odchodzisz (a teraz będzie już tak zawsze)
papierowe statki nikną w kałuży
przewracam się na drugi bok i szukam życia
pod poduszką niedopisany wiersz
pierza na które mam alergię

dojrzałość nie przebiera w środkach
kiedy przepływam po szybie krzywym palcem
trafiam na rysy po pazurach i ślinie
powiedz
czy wszystko prowadzi do zatracenia

Było tak fajnie a my chcieliśmy dorosnąć

kiedyś szczęście kojarzyło mi się z pomidorową
ale tylko z ryżem makaron zabijał smak
pod stopami słychać było gniecione płatki kwiatów
zawijały się wokół stóp łamały paznokcie

czas liczyłem do pierwszego krzyku
brat siedział już w kącie - uśmiechał się
matka zawsze szła w zaparte
ojciec pił kawę odchodził po skończonym dniu
ciche przyzwolenie - mów szeptem

od puszystych palców włączyły się kompleksy
wiem to dziecinne i takie babskie
dlatego postanowiłem pisać wiersze
wybrać frazy które odczytają na pogrzebie
wtedy zobaczą że jednak mam gust

pod powiekami źrenice kurczą się z zimna
światło przebiega przez linie papilarne
zatacza kręgi i płynie pod prąd
dzisiaj dostosowuję się do emocji
przeplatam skurcze łydek z migreną

na werandzie wiatr miota liśćmi
powietrze ogrzewa się od herbaty
w sadzie dziadek koloruje wiśnie
wieczorem z babcią policzy dojrzałe owoce

(mów szeptem)
niektórzy z wrażliwości umierają wcześniej

niedziela, 1 maja 2011

Wrażliwy człowiek odchodzi - początek drogi

na pierwszy rzut oka wyglądało jak samobójstwo tabletki i być może o jedno piwo za dużo
nie wiem czy wypada o tym pisać wiersz w końcu wszyscy jesteśmy słabi
albo kurwa nieświadomi że tutaj i teraz to tylko chwila
pojedynczy urywek fragment szkic jak machnięcie ręki albo skrzydłem

Maciek kolekcjonował ślimaki mówił że ich życie trwa dwa razy dłużej
dlatego postanowiłem zbudować im dom po szybie spływałaby kolorowa farba
ale tylko zimą bo latem deszcz psuje zabawę wszystko przez ślinę
zawsze mam coś na końcu języka najczęściej ciebie

i tak kończy się kolejny dzień z niedopowiedzeniem
za oknem kilka stopni po wyżej zera a może termometr kłamie
na YouTube słucham Mirka Bregułę - "tak musi być"
w moim scenariuszu niebo różowieje z promyków słońca układam przyszłość
wiąże buty by śmierć nie wskazała mi swojej drogi
będę uciekać bo przecież zawsze trzeba wierzyć - mam takie pieprzone prawo

Uprościłem Cię słowem

Ukochana
zapamiętałem tylko mokre przebiśniegi
niepoetycko złożone pod stopy

w ramach czasu mieścisz mi się do połowy
wtedy mogłabyś rodzić dzieci
układać na gałęziach jak pierwsze liście

nie chcę cię dotknąć ani pocałować
wystarczą mi latawce puszczane po zachodzie słońca
rozhuśtane stopy przenoszą ciężar ciała
tak bym wędrował tysiące dni i nocy

teraz jest tu pusto język rozsypuje słowa
jak kwiaty rzucane przez dzieci w Boże Ciało
przy próbie kochania ktoś powiedział
-lepiej umierać przy zamkniętych dłoniach